Trochę to wszystko jest dobrze poukładane. Dłuższe treningi zastępuje startami a że starty są, co dwa trzy tygodnie to nim się zregeneruje zaraz jadę na start, więc nawet na krótsze zabawy z rowerem nie mam zbytnio czasu. Zaraz po Tour De Silesia w głowie już miałem przygotowanie do Ultramaratonu Piękny Zachód, którego start zaplanowany był na 9 czerwca 2018r. w Niesulicach pod Świebodzinem. Zanim to jednak nastąpiło czekało mnie jeszcze trochę pracy głównie związanej z rowerem. Po Tour De Silesia z racji dużej ilości podjazdów dostałem tak ostro w kość i tak dużo się tego roweru nataszczyłem piechotą, że postanowiłem zmienić tarczę z tyłu na „32 kielce”. To nowość dla mnie, ale młynek był dla mnie na tyle potrzebny gdyż Piękny Zachód to też góry i chodź suma podjazdów była dużo niższa to trochę gimnastyki musiałem się spodziewać.
Rower jak zawsze załatwiłem u Pawła w NDH Pawelec. To już przyzwyczajenie, którego nie będę zmieniał a i do tego dołożyłem mojego turystyka, z którym tak naprawdę się pożegnałem i którego już nie mam w mojej stajni, ale o tym później. Wymiana osprzętu poszła standardowo. Pękło „sześć stówek”, ale ze wszystkim … no a jak przecież pasja kosztuje! Już nawet nie pamiętam, co tam było robione, ale przetestowałem rower dwa czy trzy razy i jakoś wszystko poszło do przodu. Na start pod względem sprzętu jechałem dobrze przygotowany!
Umawiam się Johny B. Goode… hehe dusza człowiek. Ale wcześniej przygotowuje Punkt Kontrolny Ultramaratonu Piękny Zachód, który startuje na dystansach 1901 km w środę oraz 1001 km w piątek i oba te dystanse przejeżdżają przez Grodzisk Wlkp. Punkt robię ostatni raz…, dlaczego? Oficjalnie za rok … jadę „tysiaka” a nieoficjalnie … za rok jadę „tysiaka” i tak to pozostawiam. Po prostu bez komentarza. Fajnie, fajnie znowu spotkałem znajome twarze zarówno na punkcie kontrolnym jak i starcie. U mnie zawsze na bogato… energetyki, batony, woda, banany, „szneka z glancem” no i przede wszystkim dobre humory.
Pierwszych zawodników obsługuję o 6:16… to Ci „kozacy”, który poszli na dystansie 1901 km. Potem na około trzy, cztery godziny zjeżdżam do domu i ponownie startuje około godziny 11. W głowie mam start na drugi dzień, ale myślę sobie – opierdolisz punkt do godziny 16 i jeszcze przed przyjazdem Johnyego zrobisz sobie małą drzemkę. Taki chuj…. Punkt kontrolny kończę trochę po 20 i mam już tego wszystkiego dość. O tyle dobrze, że w końcówce pomaga mi Johny. Przez punkt przewala mi się około 30 zawodników. Większa ilość z dystansu na 1001 km, bo część z giga pozostało już w Pniewach i kierowało się już bezpośrednio do Niesulic zaliczając dystans 1001km.
Punkt kontrolny PZ wypalił po raz drugi! To było pewne, ale byłam tak tym wszystkim umęczony, że nawet po starcie zapomniałem przesłać artykuł do lokalnej gazety. No cóż moja strata. Zapowiedzi do pomocy było dużo, ale jak zawsze na sam koniec zostałem sam. Zycie…. Dobrze, że miałem ze sobą podręczny komputer to mogłem na spokojnie przygotować się do startów i przejrzeć trasę… po wszystkim do domu … kolacja … trochę pogaduszek z Johnem … i byłem gotowy na START!
Najnowsze komentarze