Długo nas tu nie było ale to nie znaczy że nic się nie działo i nie dzieje 🙂 Jeździmy mniej, ale jeździmy. W ub. roku były jazdy wokół komina i trochę po naszej zachodniej granicy – POLECAM!!! Tam żaden pies nie biegał spuszczony ze smyczy i mnie nie atakował 🙂
Ten rok rozpoczęłam od obozu szosowego „Rozkręć nogę” na Warmii, organizowanego przez Koncept Kolarski. Zapowiadała się fajna przygoda: 4 dni jazdy po warmińskich drogach (kto był ten wie że przekrój dróg jest od pięknych asfaltów do tzw. trzęsawiska :)), warsztaty tematyczne i podstawowe szkolenie z serwisu rowerowego. Najbardziej cieszyłam się z tego serwisu bo zmiana dętki to dla mnie jakiś kosmos! Co tu dużo mówić, zawsze jest od tego Maciek. Ja tylko mówię: Maciek flaka złapałam i co teraz??? 🙂 Nie będę opisywać jego min i komentarzy 🙂 Chyba czas coś zmienić w tym temacie…. Mówię chyba bo jak przyjdzie co do czego to i tak się uśmiechnę do Maćka i ze zmodyfikowanym tekstem powiem: proszę wymień dętkę bo ja już zapomniałam jak mnie uczyli na szkoleniu 🙂 Pogoda też miała być piękna zwłaszcza że tydzień wcześniej mieliśmy upały ale wszyscy wiemy jaka była: zimno, wiatr, deszcz i tylko śnieg został nam podarowany.
Ale nie ma co narzekać, jak to mówią: co nas nie zabije to nas wzmocni 🙂 Także niesprzyjająca aura nie przeszkodziła nam (13 dziewczynom) w zdobywaniu warmińskich wzniesień 🙂
Obóz zaczynał się od czwartkowego popołudnia a kończył w niedzielne południe. W czwartek rano spakowałam wszystko do auta i ruszyłam na podbój Warmii. Na miejsce dotarłam przed godz. 16. Nie byłam pierwsza ale też nie ostatnia 🙂 Dziewczyny powoli się zjeżdżały. Zakwaterowanie w pokoju a godzinę później oficjalne przywitanie, spotkanie organizacyjne i wręczenie upominków powitalnych. Ustalamy, że ze względu na zmieniającą się pogodę przesuwamy nocną jazdę na wcześniejszą godzinę. Szybko się ogarniamy i ruszamy w naszą pierwszą trasę 🙂 Mała pętelka ok. 30 km w zimnie ale jeszcze w słońcu. Już smakujemy ładny asfalt ale i trzęsawisko, jazdę z górki i pod górkę 🙂 I te drogi i górki zostaną z nami już do końca obozu. Wieczorem integracyjna obiadokolacja.
Kolejny dzień to piątek, czyli weekendu początek 🙂 Zapowiadał się ładny, słoneczny dzień. Po śniadaniu ruszamy w kolejną trasę. Miała wynosić ok. 70 km. Kierujemy się na Miłakowo i dalej w dół na Boguchwały. Powoli zaczyna się chmurzyć i kropić. Rekompensatą jest miód malina asfalt. Niestety robi się coraz zimniej i zaczyna coraz mocniej padać. Z kilometra na kilometr coraz mocniejszy deszcz i coraz gorsza droga. Dalsza jazda już w bardzo mocnym deszczu. Szybki postój i zakładam kurtkę przeciwdeszczową. Grupa już się rozjechała, każda walczy z deszczem i wiatrem. I kiedy pojawił się ponownie nowy asfalt to wraz z nim podjazd w Kalistach. Kręty i długi, w deszczu i w zimnie. Powoli ale wjeżdżam i cieszę się jak dziecko jak widzę że do Świątek mam z górki 🙂 Dalej trasa miała prowadzić do Dobrego Miasta ale ze względu na panujące warunki podejmujemy decyzje że wracamy do Świękitek. Z przebojami ale wróciłyśmy a jazdę w Klonach będziemy wszystkie długo wspominać 🙂 Po południu warsztaty tematyczne i omówienie dzisiejszej jazdy. No cóż, jak się nie słucha rodziców to potem jest rozmowa wychowawcza 🙂 Kolejne doświadczenie zdobyte. Wieczorem na poprawę humoru integracja przy wyśmienitych specjałach z okolicznych pól i łąk 🙂
W sobotę od rana bardzo mocno pada. Od popołudnia ma nie padać więc zmieniamy harmonogram dnia. Po śniadaniu warsztat tematyczny i szkolenie z podstawowego serwisu rowerowego. Punktem przewodnim jest zmiana dętki. Okazuje się że nie tylko ja tego nie ogarniam 🙂 Nie jestem sama 🙂 Pogoda dalej jest nie sprzyjająca, deszcz pada ale trochę mniejszy. Nie ma zmiłuj się, deszcz nam już nie taki straszny i ruszamy w trasę. Dzisiaj już jedziemy grzecznie, lekcja wyniesiona z poprzedniego dnia przynosi efekty. W nagrodę przestaje padać i pojawia się słońce. Podsumowując wyjechałyśmy w deszczu a wróciłyśmy w słońcu 🙂 Po powrocie dosłownie w sprinterskim tempie, tym razem w cywilu, jedziemy do miejscówki w Dobrym Mieście, do której nie dotarłyśmy podczas piątkowej jazdy. Warmia caffe to miejsce które polecam każdemu. Mój tort i herbata dosłownie powaliły mnie na kolana. Sam wygląd to już dzieło sztuki a smak…. Dla takiego łasucha jak ja, wielbiciela wszelkich ciast i tortów to była uczta dla mojego podniebienia 🙂 I gdy tak delektowałyśmy się tymi pysznościami dostałyśmy wiadomość… Powiem tak, uśmiech był jeszcze większy, kolejny sprint i wracamy do Świękitek gdzie czekają już na nas nowe smaki do degustacji 🙂
Niedziela, ostatni dzień… pożegnania nadszedł czas. Ale zanim to nastąpi to jeszcze ostatnia trasa po warmińskich drogach, na którą ruszamy po śniadaniu. Tak na pożegnanie jazda w słońcu i pod wiatr ale bez deszczu 😉 Niestety wszystko co dobre szybko się kończy i czas zbierać się do domu….
Podsumowując: było świetnie. Piękne widoki i trasy częściowo już były mi znane. Miłakowo, Ornetę, Lubomino i bazę w Świękitkach znałam już z Pierścienia Tysiąca Jezior. Można powiedzieć że „ czułam się jak u siebie w domu”. Do tego dodajmy dużo nowych doświadczeń i cennych informacji przekazanych przez Weronikę Janik (Koncept Kolarski), Monikę Rulak (Rowerem po swojemu) i Roberta Janika Przemiła atmosfera, boskie dziewczyny i do tego wieczorne integracje, które były bardzo zacne (tego tematu nie rozszerzę 🙂 )
Weronika i Monika dziękuję Wam za wszystko a zwłaszcza za naukę jazdy w grupie 🙂 Tak, tak, tam był mój pierwszy raz 🙂 Muszę jeszcze wspomnieć Kacpra, który miał dużo cierpliwości dla mnie w trakcie szkolenia z serwisu 🙂 Jednym słowem polecam udział w tych obozach 🙂
Najnowsze komentarze