Walentynki już były ale My z Beti od czasu do czasu na randki lubimy sobie „skoczyć”
Tym razem prawie 50 km i trochę ponad dwie godzinki i znowu jesteśmy szczęśliwi. RUDY randka bo tak nazywał się ten trip przebiegała w dość zmiennych warunkach atmosferycznych. Wietrzysko straszne więc lokalne przystanki były dla nas jak zbawienie. „Kitramy” się tam i zawsze chwilę odpoczywamy.
Martwi nas to, że pod dużym znakiem zapytania stoi kwietniowy gravelowy Grodziski Maraton. Główne problemy to trasa z która nie możemy sobie poradzić bo nie mamy rowerów aby cokolwiek objechać. Na pomoc przychodzicie nam oczywiście Wy i jest duża nadzieja, że trasę uda się jakoś zmontować. Ekipa bukowska już pracuje nad trasą, czekamy na jej propozycje. Pewnie trzeba będzie ją jeszcze objechać ale myślimy że na naszych turystykach damy radę. Nie celujemy tutaj w jakiś mega wyścig a raczej potraktujemy to jako otwarcie sezonu rowerowego co zawsze w tym czasie miało miejsce. Jeszcze jakiś czas temu sezon zaczynaliśmy od brevetów organizowanych przez Fundację Randonneurs Polska. Pomiechówek był zawsze znakiem rozpoznawczym rozpoczynającego się dla nas sezonu.
Mam wrażenie, że teraz kręcimy kilometry na trenażerach nie mając kompletnie celu do jakiego dążymy. Szukamy sobie chyba od dwóch lat legendy, którą chcemy realizować. To jest strasznie męczące. Zawsze cele napędzają człowieka do działania. Tak było chociażby z nami gdy przez dwa i pół roku przygotowywaliśmy się do Bałtyk Bieszczady Tour 1008, który ukończyliśmy w 2018r. Jakoś pieniędzy było wtedy mniej i z czasem było ciężko ale parliśmy do przodu.
Z drugiej strony nie ma co narzekać. Od pewnego czasu coś zaczyna się klarować. Nowy pomysł zaczyna się rodzić.
Pisząc w przenośni to jest jak z zasadzeniem rośliny. Najpierw trzeba wybrać sobie ziarno, potem przygotować grunt, następnie zasiać, pielęgnować na końcu zebrać plony. Oby się udało bo Beti nawet kaktusa potrafi zasuszyć.
I nawet gdyby kwietniowy maraton się nie odbył to sierpniowy odbędzie na 100%. Jedno jest pewne przygotujemy się do niego na 100% jak co roku!
Ostatni raz na dworze byliśmy na przełomie sierpnia / września 2020r. Po Bałtyk Bieszczady Tour 1008 wyjątkowo nam się nie chciało to raz a dwa od pewnego czasu zaczęliśmy trenować pod okiem Marcina Robakowskiego i trenażer stał się naszym przyjacielem.
Dzisiaj wykorzystaliśmy mega okazję a że jesteśmy ciepłolubni to wyskoczyliśmy naszymi Cannondale www.cannondalebikes.pl zwanymi inaczej „koniami w cholerę” na małą wyprawę.
Zaczęło się od dystansu około 30 km ale pogoda dopisywała więc zwiększaliśmy sobie stopniowo dystans. Nie obieraliśmy tras, których nie znamy tylko lokalne trasy dokoła komina tak aby w razie spadku formy dość szybko wrócić do domu.
Świat jakoś zwariował, ludzie jacyś zdenerwowani, chaotyczni tak jakby ostatni rok siedzieli zamknięci w domu… Może i tak jest? Praca zdalna, brak dłuższych urlopów odbiło piętno na postrzeganiu normalnego świata. Klaksony, wygrażanie rękoma to już chyba będzie codzienność i chyba zaczyna być dla nas zrozumiałe dlaczego jak grzyby po deszczu powstają nowe projekty gravelowe. Sami doświadczyliśmy tego chociażby na Bałtyk Bieszczady Tour w zeszłym roku. Szczególnie dała nam się we znaki końcówka trasy, której właśnie pod względem natężenia ruchu nie będziemy mile wspominać. Inaczej to wszystko wygląda gdy się jedzie w nocy. Ruch jest dużo mniejszy ale skoncentrowanym trzeba być bardziej no bo przecież zmęczenie jest jakoś większe.
Nam ten trening wyszedł nadzwyczaj dobrze. Pękła mała „stówka” więc było warto. Od jutra wracamy do treningów ale chyba zapowiada się dobry sezon. Oby tylko nie zapeszyć. Nastawiamy się na wyprawy bo jakoś w ultramaratonach startować już nam się nie chce. Komercjalizacja zrobiła się mega duża. Biznes i pieniądz ogarnął cały ten świat. Nie ma co narzekać jeśli na daną usługę jest klient to dlaczego nie. Jeszcze dwa, trzy lata temu pamiętamy jak ludzi pokonujących długie dystanse było mniej. Teraz każdy chce więcej, dłużej i mocniej a nas to już chyba przestało bawić bo medal na szyi możemy wystrugać sobie z drewna i oczywiście powiesić na szyi a liczyć ma się przede wszystkim dobra zabawa.
Mam nadzieję, że Wasze wyjazdy rowerowe szosowe, turystyczne, trekingowe też są w planach i na bieżąco będziecie zdawać z nich relację bo jak się uczyć to tylko z praktyki.
Teraz po tych 5 latach przerwy bo właśnie tyle mija od naszej ostatniej wyprawy rowerowej chcielibyśmy wrócić do tematu. W jakiej formie tego nie wiemy, jakimi rowerami oczywiście myślimy, czy na bogato czy skromnie hm… to jest też pytanie. Jedyne pytanie na które znamy odpowiedź to z kim? No oczywista sprawa, że z Wami 🙂
Pytanie tylko, czy ten temat się nie wyczerpał? Czy macie ochotę na wyjazdy w spokojnym tempie, bez zobowiązań, bez pośpiechu? Tak aby usiąść sobie na ławce pod lokalnym sklepem spożywczym i wypić piwko bezalkoholowe 🙂 z lokalnymi tubylcami rozmawiając o niczym.
Myślimy nad kolejnym projektem organizacji takiego wyjazdu.
Myśleliśmy, myśleliśmy i postawiliśmy na Rugia – największa wyspę Niemiec oraz Pomorza położoną w południowo-zachodniej części Bałtyku. Jest jedna zaleta tego projektu. Ze Świnoujścia można na nią dojechać rowerem.
Plan jest dość prosty. Wyjeżdżamy w czwartek wieczorem i meldujemy się w Świnoujściu. W piątek rano ruszamy na szlak i wracamy w niedziele wieczorem. Taki szybki weekend 🙂
Oczywiście cały czas mamy na uwadze sytuację epidemiologiczną ale mamy nadzieję, że w drugiej połowie roku temat się wyjaśni.
To impreza czysto turystyczna bez regulaminów, medali, punktów kontrolnych!
Ktoś chętny?
Zapraszamy do kontaktu 🙂 i wspólnej podróży 🙂
Potrzebowaliśmy wsparcia bo jesteśmy trochę leniuchami … to trochę to jest mało powiedziane. Brakowało nam cały czas systematyki. Osoby, która by nas pilnowała aby przeprowadzić trzy, cztery treningi w tygodniu i jeśli nie zrobilibyśmy tego to zaraz byłaby bura. Potrzebowaliśmy osoby, która interesowałaby się dyscypliną sportu, którą chcemy pielęgnować. Udało się!
W salonie rowerowym w którym pracowałem poznałem Marcina Robakowskiego. Do wątku Marcina odniesiemy się w osobnym wpisie ale urzekło nas jedno stwierdzenie, które Marcin powiedział…
„Chociaż mam pewne osiągnięcia jeżdżę wbrew pozorom dla frajdy! Osoby, które mnie znają wiedzą jakie mam podejście do tego tematu.Medale to rzecz dodatkowa. Owszem jak się uda je wywalczyć to całkiem jest całkiem miło, ale jednak to one nie napędzają mnie do działania. Zresztą według mnie nie warto się spinać i nastawiać na jakiś konkretny wynik czy miejsce. Nie prowadzi to do niczego dobrego. Częściej będzie nas to „blokowało” i nierzadko pojedziemy poniżej swoich możliwości 😉 Lepiej być miło zaskoczonym, niż potem rozczarowanym, że nie osiągnęło się tego czego się chciało.”
Beti już ruszyła z przygotowaniami do obecnego sezonu. Rozpiska jest zrobiona na 6 tygodni więc nie pozostaje nic innego jak tylko trenować
Cele trochę mniej ambitne niż w roku 2020r. Pierścień Tysiąca Jezior na dystansie 610 km poza limitem czasu i nieukończony Bałtyk Bieszczady Tour na dystansie 1008 km dał trochę do myślenia. Pierwotnie Beti postawiła na Ultramaraton Kolarski Piękny Zachód na dystansie 501 km ale z racji dużych kosztów opłaty wpisowej zrezygnowaliśmy z tego celu i pojeździmy sobie sami.
Do mnie rozpiska przygotowana przez Marcina trafiła tydzień później i już jestem po całych dwóch tygodniach treningów. Czuję się bardzo dobrze. Znowu odzyskałem to coś co miałem za czasów treningów z Remkiem Siudzińskim. Cel mam ambitny … Maraton Rowerowy Dokoła Polski to mega wyzwanie i chodź na sam start się zapisałem to głowa chyba nie jest do tego przygotowana a w długich dystansach to jest najważniejsze.
Walka trwa. Marzenia mamy a co z tego wyniknie tradycyjnie zobaczymy.
Najnowsze komentarze