W pogoni za ROWERowymi marzeniami

Kucharczak.pl

  • O nas
  • O projekcie
  • Home
  • Ultramaratony Rowerowe
  • Maratony rowerowe
  • Wyprawy rowerowe
  • Wyprawy piesze
  • Ultra Chojnik

Aktualności 126

3. Grodziski Maraton Rowerowy czyli nasza misja…

6 lat temu AktualnościGrodziski Maraton Rowerowy

Numery, medale organizacja czyli nasze życie

O Pierścieniu Tysiąca Jezior już zapomniałem no może przez okres jeszcze dwóch tygodni przypominały mi o tym liczne obtarcia i bolący tyłek. Do tego zabrałem się za kopanie ogródka i nie myślałem, że wykonując dość lekką pracę fizyczną obciążę miesień dwugłowy uda. Dyskomfort odczuwałem przez około tydzień ale dzięki temu mogłem zabrać się za organizację kolejnego 3. Grodziskiego Maratonu Rowerowego.

Tutaj tez biliśmy się z myślami czy robić czy nie robić bo plan startowy dość napięty do tego jeszcze inne obowiązki a trochę pracy i czasu musimy poświęcić, aby wszystko dopięte było na ostatni guzik! W tym roku lecimy na pełnej petardzie… numery startowe, medale, dobrze zorganizowane punkty no i nowa trasa to jest nasz cel.

200 czy 400 to nasze są wybory…

Z imprezą ruszamy jak co roku 11 sierpnia. Termin dość ryzykowany bo kalendarz imprez napięty no i okres wakacyjny to dwa zagrożenia który gdzieś tam z daleka mogą zakłócić nam całą organizację. Dylematy mieliśmy również co do dystansu. Zrobimy 400 km to możemy się spodziewać ludzi z całej Polski bo długie dystanse w nowych miejscach są bardzo lubiane jednak nikt z lokalnych kolarzy się nie pojawi. Z drugiej strony jeśli zrobimy 200 km to możemy spodziewać się zawodników z okolic Grodziska i na ten wariant stawiamy.

Właśnie z okolic Grodziska bo z samego miasta nikt nie przyjedzie. Powód … nieznany. Tutaj mieszka specyficzna nacja, która mam wrażenie że pojechałaby na imprezę do Białegostoku ale swojej lokalnej imprezy wspierać nie będą a może odstrasza ich opłata wpisowa… kwota dość pokaźna 50 zł… która znacznie obciąża budżet domowy. Problemem mogą być też zgody żon, kochanek, teściowych itp. eh… już to zostawmy

Zapisz się a przeżyjesz imprezę swojego życia…

Organizacyjnie jesteśmy przygotowani na przyjęcie 30 kolarzy, ale pobicie rezultatu z zeszłego roku (udział wzięło 17 osób) będzie dla nas dużym sukcesem. Dodatkowo udało nam się pozyskać sponsorów którzy dołożą jakieś drobiazgi do pakietów startowych także wszystko będzie zorganizowane na bardzo wysokim pod względem organizacyjnym poziomie. Raczej celujemy w lokalną imprezę, która na stałe mogłaby się przyjąć właśnie tutaj u nas w Grodzisku Wlkp.

Udowadniamy też, że można zorganizować imprezę bez zdjęć lokalnych samorządowców wygłaszających przemówienia jak to wszystko jest pięknie, fajnie i kolorowo. Wiemy, umiemy i potrafimy.

Jeśli ktoś z Was chciałby się zapisać to zapraszamy na stronę www.kucharczak.com/zgloszenie i stajesz się częścią tego jakże ciekawego projektu.

PTJ dla wytrwałych czy moja misja … Mazury

6 lat temu AktualnościPierścień Tysiąca Jezior

Świękity czyli fajne miejsce na ziemi…

To, że bardzo polubiłem imprezy przygotowywane przez organizatorów cyklu Pucharu Polski w Ultramaratonach Kolarskich to już pisałem nie raz. Miało to dla mnie znaczenie, że jadę sam no ale cóż na pewne rzeczy nie miałem wpływu. Do ostatnich dni biłem się z myślami czy w ogóle na Pierścień Tysiąca jezior jechać i napiszę szczerze … nie chciało mi się! Jasna i prosta deklaracja. Codziennie każdego dnia kładąc się spać mówiłem sobie, że nie jadę … a i tak pojechałem.

Główna mobilizacja to były punkty w Pucharze Polski. Miejsce jakie dotychczas zajmowałem czyli 200 nie dawało mi spokoju i chyba to mnie najbardziej napędzało. Myślę, że ta rywalizacja trochę napędza i gdyby tego nie było to faktycznie siedziałbym w domu.

Dupa w kroki i ruszamy…

Ruszam w piątek z Grodziska Wlkp. około godziny 09:00. Na dworze upal, wiatru mało a w mojej Pandzie nie ma klimatyzacji. Mówiłem sobie, że byle wydostać się za Poznań a potem już tylko do przodu. Tak się też stało. Starałem się jechać kątami, lokalnymi drogami , mało uczęszczanymi gdzie było przede wszystkim spokojniej i bezpiecznej. Droga do Świękit mija mi bardzo przyjemnie i szybko tym bardziej, że omijam duże miasta. Z racji pogody z zeszłego roku i wygodnictwa melduje się w Hotelu Pruskim, gdzie docieram kilka minut po godzinie 16:00. Jestem sam więc to krążenie z samochodu do pokoju i tak kilka razy trochę mnie irytuje, ale w końcu to załatwiam. Jeszcze tylko szybki obiad i ruszam do siedziby PTJ po odbiór pakietu startowego. Trochę mnie tam już znają więc temu ręka, tam temu, cześć z tamtym kilka zdań jest fajnie, swojsko. Do tego załatwiam też odprawę techniczną i uciekam do hotelu… na kolacji nie zostaje…

Na starcie melduje się następnego dnia już przed godziną 07:00 (planowany start 08:25). Rozkładam rower a potem fajka … jedna, druga, trzecia … ludzie trochę dziwnie na mnie patrzą ale jak wspominam Kuriera z Pięknego Zachodu … dużo by opowiadać.

Miało być 30 godzin a wyszło jak zawsze…

W grupie jestem ze znajomymi twarzami … Artur Szunejko z którym jechałem Piękny Zachód i z Olafem Teleszyńskim, który po stracie czekał na swoją żonę. Ja się nie podpalam i od początku jadę swoje. Mam rozpiskę czasów z zeszłego roku i staram się trzymać tych samych czasów chociaż pogoda nie dopisuje. Wiatr mocno daje w kość… północny, silnie wiejący który można odczuć w nogach na pierwszych kilkudziesięciu kilometrach. Do Jezioran (PK1) wpadam o 10:13 ale jestem tam tylko kilka minut. W myślach mam 30 godzin, które chce urwać… do czasu. Potem Mrągowo i dalej punkt Wydminy (PK3 – 176 km). Tam też wpadają tacy lepsi … wycieniowanie i krzyczą do mnie dajesz Maciek, dajesz. Nie znam, nie kojarzę ale myślę, że to mój blog trochę mnie identyfikuje. Cieszę się bo jestem z tych słabszych a jestem dalej w czubie. Widzę tam Pawła Sojeckiego, który kończy wyścig na 12 miejscu! Ja nie czekam … pale „ćmika” i ruszam do Dwuspud (PK4 240 km). Tam jest zawsze dobre żarcie … po grodzisku dużo, grubo i tłusto ale ja odpuszczam i nie jem. Ruszam do Sejn (PK5 305 km) tam mam jeszcze szanse na 30 godzin… ostatnie. Czekałem na punkt bo barszcz i drożdżówka z serem to jest jego atut. Następne 40 km to katorga… umieram i uciekają moje nadzieje na 30 godzin. Rutka tartak (PK6 345 km) to bardzo dobry obiad ale niestety brak prysznica. Sen 45 minut trochę stawia mnie na nogi ale zastały „tyłek” bardzo boli i mega obtarcia. Wspinamy się na najwyższe wzniesienie tego wyścigu i dalej na trójstyk. Tam szybkie zdjęcie… i lecimy.

Zjazd do hotelu … i podsumowanie

Już w dwójkę bo od Dwuspadu towarzyszy mi już do mety Piotr Szewczyk. Minuty nam uciekają także Gołdap (PK7 400 km) mocno poprawiony punkt mija szybko i lecimy do Szynortu (PK8 466 km) gdzie punkt wydaje się być na pierwsze wrażenie słaby ale jak siadamy to Pani robi mega lokalne naleśniki i porządną kawę, taką domową a nie jak to ścierwo ze stacji benzynowej! Do Reszla (PK9 517km) wpadamy o 15:20) i wyścig mamy ukończony… kwestia tylko czasu. Tyłek jest zniszczony ale na tym właśnie odcinku do Term Warmińskich (PK10 560 km) dostaje jeszcze bardziej w kość. Już mi się nie chce! Pogoda mnie zniszczyła. Do Ornety i dalej do mety to już formalność. Na mecie melduje się o 21:27 z czasem łącznym 37:02! Urwałem prawie 1 godzinę 30 minut z poprzedniego roku ale w gorszych warunkach więc jest dobrze. Jest kolejny sukces. Zjazd do hotelu i o godzinie 24 już śpię jak suseł! Powrót do domu na drugi dzień to już formalność i nie bez problemów ale kolejną noc spędzam już u siebie w łóżku. Tak miało być!!!

Podsumowując: Nie da się ukryć, że Pierścień Tysiąca Jezior to bardzo trudna impreza. Pogoda płata figla i jak nie deszcz to upał a jak nie upał to wiejący wiatr jest mega trudnym przeciwnikiem. Pod względem organizacyjnym to jeden z najlepiej zorganizowanych maratonów w Polce. Dobrze zaopatrzone punkty kontrolne do tego doborowe towarzystwo no i same warunki jazdy też się poprawiły. W przyszłym roku na pewno tam wrócę… silniejszy… mocniejszy i przede wszystkim bardziej zdeterminowany aby ugryźć te moje 30 godzin

Łydka jak cukinia, czyli tylko obierać

6 lat temu Aktualności3. Grodziski Maraton Rowerowy, Zegniesz nie złamiesz

Rozmasowany za wszystkie czasy…

Już na mecie widziałem, że łydka trochę była większa niż normalnie. Wyglądała trochę jak taka średniej wielkości cukinia. Pewnie można było ją oskubać, obrać i heja do przodu, ale nie tym razem. Tak wiem uczulony jestem na takie rzeczy, taki hipochondryk, … ale ta noga nie wyglądała ciekawie. Teraz już jest ok. no, bo pierwszy raz poszedłem na masaż, taki z prawdziwego zdarzenia. Fizjoterapeuta a raczej fizjoterapeutka się za mnie chwyciła i pociskała tam gdzie jest to wymagane i na teraz jest wszystko ok. Te półtorej godziny to była jedna z przyjemniejszych rzeczy, jaka mnie spotkała aczkolwiek były momenty gdzie trochę bolało. Tak wiem, nie był to jak okres czy poród u kobiety, ale bolało. W zaleceniach dostałem też do przygotowania kilka ćwiczeń rozciągających zarówno na nogi, kręgosłup jak i grzbiet… na razie nie ćwiczę!

W myślach gdzieś mi chodziło, aby na ten Pierścień nie jechać. Z jednej strony mi się nie chciało, bo muszę tam jechać sam a znając życie jak pojadę sam to będą ekscesy eh… wypluć te słowa będzie dobrze. Do końca szukałem czy to kierowcę na drogę powrotną czy też kompana do wspólnej jazdy, ale jeden nie mógł, drugiego żona nie puściła a trzeciego rower cały czas wisi na haku… życie.

Czekaj jak to było? Aha Hotel Pruski

Podejmuję decyzję, że jadę i jakoś dam sobie radę. Chociaż tydzień nie wsiadam na rower to w weekend zrobię sobie jakieś 50 km tak dla zwykłego rozruchu. Też do przeczyszczenia pójdzie moja dziewczyna, bo po zakropionym deszczem Pięknym Zachodzie nie wygląda zbyt medialnie. Tutaj nasmaruje tam podkręcę a gdzie indziej przeczyszczę i będzie wszystko ok.

Moje postanowienie to spakuję się zawczasu, bo jak zawszę robię to na ostatnią chwilę i wychodzą z tego same problemu. Z niecierpliwością czekam też na nowe trykoty. Czy uda się je uszyć, doszyć, stworzyć czy też przygotować jakoś to na tą chwilę mało ważne. Po prosty chciałbym, aby były. Są klawe do kwadratu… pełna profeska. Po Pierścieniu będę już miał trochę więcej czasu aha i jeszcze jedno, dlaczego tam jadę. Trochę nakręciłem się na ten wynik generalny. Trochę to wciąga a na chwilę obecną jestem na równym 200 miejscu w Pucharze Polski … po jednym starcie. Ale jakbym zamknął wyścig poniżej 30 godzin to może udałoby się wskoczyć do pierwszej setki

Maraton Grodzisk razy trzy …

Potem czeka mnie kolejna robota no, bo wziąłem sobie na głowę 3. Grodziski Maraton Rowerowy. Szykuje się ciekawa imprezka. Co roku jest ciekawa, ale tym razem chcemy, aby było trochę więcej atrakcji. Medale, numery startowe, cała oprawa i zamknięta liczba uczestników … 30 osób ze specjalnym traktowaniem. Kto przyjedzie nie będzie żałował. Lato zapowiada się całkiem mocne, cieple także możliwość popluskania się w sierakowskich jeziorach będzie. Całkiem prawdopodobne jest też to, że imprezka po wyścigu również dojdzie do skutku, ale jak sam z własnego doświadczenia wiem może się zdarzyć, że każdy będzie uciekła do domu. „Zegniesz nie złamiesz” w Grodzisku znowu wystartuje, więc … na dzień dzisiejszy mogę zapraszać a szczegóły wkrótce na www.kucharczak.com

Piękny Zachód, czyli rozdziewiczony

6 lat temu AktualnościPiękny Zachód

Dwie fajki i kawa, czyli śniadanie mistrza

START…, ale jeszcze nie rowerem. Tyłek podnoszę z rana około 5.15. Pierwsze to trzeba zjeść śniadanie, czyli … kubek kawy i dwie fajki do tego… pełen profesjonalizm hehe. Potem drugie śniadanie, … czyli jajecznica … bułka z swojską kiełbasą z Białegostoku i herbatka. Jajo wpycham do buzi już ręką, bo dostaje odruch wymiotny. Nie lubię jeść z samego rana a tym bardziej koło godziny 06:00. Ruszamy autem do Niesulic i meldujemy się tam dość wcześnie, bo koło godziny 07:00. Ale ta godzina do startu mija mi bardzo szybko… pakiety startowe, banan, siku, znowu banan, potem znowu siku i … magnez. Zrobiło się trochę zamieszania przy numerach, gpsach… ten wziął to, ten wziął tamto, ten temu podebrał numer startowy … i misz masz gotowy.

W Kożuchowie tylko przelotem…

Ja już się modlę, aby wystartować. Jak już będę na siodełku poza tym wszystkim to będzie już ok. i tak się dzieje … dzwonek dzwoni jak na niedzielnej mszy i w trasę… „dzidowcy” lecą do przodu a My z Johnem na spokojnie swoje… to znaczy jego …. lecimy przez pierwsze 70 km z tempem, które mnie zarzyna. Średnia 27-28 km/h to dla mnie trochę dużo i słabnę przed Kożuchowem. Powtarza się sytuacja z TdS ale już mam na to sposób. Tym bardziej, że tutaj są częściej punkty kontrolne, więc praktycznie nie ma z tym problemu. Do Kożuchowa wpadam dość szybko i łapię dwie butelki wody … ostatnie. Siku już nie robię, bo Pani powiedziała, że – jej mama właśnie umyła podłogę i nie można tam wchodzić… to, co sikamy w gacie? Szybka zupa z niewiadomego czego i w trasę… ta zupa to generalnie nie była zła, bo nie wyskoczyła na luźno także ok.

Od Kożuchowa jadę już sam. Jest ok to mi odpowiada. Na punktach wpadam na dosłownie na 2 minuty podbijam kartę a ewentualnie przerwy łapię na kawie na Orlenie. Od czasu do czasu zapalę sobie fajkę… jest mi po tym ewidentnie lepiej…, więc łapię każdy motyw.

Za peletonem w Złotoryi…

Pierwsze góry łapie w Złotoryi. Tam mam mega szczęście, bo droga jest zamknięta gdyż odbywa się lokalny wyścig. Policja zatrzymuje wszystkich tylko nie mnie. Myślą, że jestem z tego wyścigu, bo profesjonalny sprzęt to i tamto. Palę trochę głupa i lecę boczkiem wolniutko tak jakby mnie nie było. Peleton obok mnie przemyka z prędkością 35-40 km/h. Trochę się na mnie gapią … ale co tam, udaje lepszego cwaniaczka. Na metę do Złotoryi wpadam pierwszy … (peleton odbił gdzieś w prawo) … są oklaski brawa, krzyki dawaj, dawaj… hehe sobie myślę, że ja zaraz też w prawo odbijam i gdy to robię na twarzach tych wszystkich ludzi widzę mega zdziwienie … udało mi się…

Porządna górka łapie mnie przed Kaczorowem potem zjazd i Kamienna Góra … a tam do Karpacza przez Kowary jakieś 20 km myślę sobie jestem w domu… gówno My odbijamy na Lubawkę i potem przez przełęcz Kowarską dość mocnym podjazdem do Karpacza. Na ten główny punkt kontrolny wpadam około 23 godz. i plan mam taki, że wyskakuję stamtąd około 24. Ruszam pół godziny później i od razu podjazd pod „Wang” a tam tworzy się mały peleton i tak naprawdę całe góry do Szklarskiej Poręby, potem do Świeradowa i dalej do wysokości miasta Zgorzelec jedziemy razem a następnie już tylko w dwójkę.

Schabowy w Kozackiej Chacie, czyli przeznaczenie

Dużo kalorii pcham w siebie w Kozackiej Chacie! Schabowy, surówka i frytki to jest to… do tego butelka coli i można odpalać rakietę. Nie spieszę się wiem, że dam radę, chociaż ciśnienie jest duże. Znowu robi się duszno… trasa praktycznie bez historii. Dopiero przy Jeziorze Dychowskim łapie mnie burza… pada mega mocno…, co się potem okazuje jest to bardzo intensywny opad.

Za Krosnem Odrzańskim łapie drugie życie… po prostu moc… pędzę czasami z prędkością 35-38 km/h… mówię sobie, że chyba wjechał ten schabowy z Kozackiej Chaty. Czułem się mega dobrze, zrobiło się wilgotno, więc droga do Świebodzina mija mi w mgnieniu oka. Dopiero w samym Świebodzinie odpuszczam. Piwko bezalkoholowe na stacji i spokojnym tempem wpadam do Niesulic. Czas … nie powala 34:04 ale co tam dla mnie to trening a liczy się tylko Bałtyk. Na mecie krótko a potem… kiełbasa gotowana, chlebek z pomidorem i ogórkiem dyplom i do domu. W biegu do auta udało mi się jeszcze porozmawiać z Bronisławem Łazanowskim… Elita!

PODSUMOWUJĄC

Maraton zaliczam do udanych, chociaż ścieki na niego wylewały się z każdej strony. A to w Kożuchowie wody nie było, a to jedzenie nie takie, a to na punktach tylko woda była, grochówka zimna, kotlet ciepły i motory jeździły. A kto chciał to przyjął to na spokojnie. Izotona można było sobie kupić na stacji, a na kotleta poczekać i po prostu się bawić. A jeśli już komuś coś się nie podoba to niech po prostu nie przyjeżdża i tyle. Podobno jest w Polsce tyle imprez, że głowa boli… ale wszędzie dobrze gdzie nas nie ma.

Strona 6 z 32« Pierwsza«...45678...2030...»Ostatnia »
SPONSOR GENERALNY Cannondale
WSPÓŁPRACA Producent drzwi stalowych LOFT
drzwi stalowe
Mornel
Najpopularniejsze
Zegniesz nie złamiesz czy złamiesz nie zegniesz o to jest pytanie?
8 lat temu
880 odwiedzin
„Podróżowanie uczy skromności. Widzisz, jak niewiele miejsca zajmujesz w świecie” Gustave Flaubert
4 lat temu
864 odwiedzin
Łańcuchy i kłódki zamontowane na drzwi od lodówki…
9 lat temu
764 odwiedzin
Najnowsze wpisy
„Zawsze wydaje się, że coś jest niemożliwe, dopóki nie zostanie to zrobione.” Nelson Mandela
Rok temu
„Motywacja jest tym, co pozwala Ci zacząć. Nawyk jest tym, co pozwala wytrwać.” Jim Ryun
3 lat temu
Najnowsze komentarze
    Archiwa
    Kim jestem
    Mamy przyjemność, jako pewnie jedni z wielu posiadać pasje. Pasje, które dają nam energię do działania. Są one dla nas niczym tlen dla organizmu, bez którego nie byłoby życia. I chodź te pasje to dwa różne bieguny, bo jak można porównać bankowość i ekonomię z turystyką rowerową, to nam osobiście udało się je synchronizować. więcej ...
    Cel

    Naszą pasją stały się ultramaratony szosowe a rower stał się naszym hobby, lekarstwem na wszystko, co dzieje się do około i wierzymy w to bardzo, że w przyszłości stanie się dla nas sposobem na życie. Wdrożyliśmy plan mający na celu realizację wspólnie tego przedsięwzięcia. Nasz blog ma na celu opisywanie naszych codziennych zmagań, treningów, wyjazdów, które doprowadzą do finalizacji projektu i wspólnego ukończenia tego ultra trudnego przedsięwzięcia.

    Zostań sponsorem projektu

    Chciałbym zaproponować Państwu współudział w tworzeniu naszego projektu rowerowego poprzez umieszczenie reklamy (logotypu) Państwa Firmy na następujących nośnikach – zobacz szczegóły

    maj 2025
    P W Ś C P S N
     1234
    567891011
    12131415161718
    19202122232425
    262728293031  
    « kwi    
    2015 © Kucharczak.pl
    Facebook