W pogoni za ROWERowymi marzeniami

Kucharczak.pl

  • O nas
  • O projekcie
  • Home
  • Ultramaratony Rowerowe
  • Maratony rowerowe
  • Wyprawy rowerowe
  • Wyprawy piesze
  • Ultra Chojnik

Aktualności 126

Ale to już było

8 lat temu Aktualnościbrevet, Brevet 200 Grodzisk Wlkp

Pierwsze powitania

Na takie dni czeka się miesiącami a nawet latami. Czujesz moment, w którym spełniasz swoje marzenia i realizujesz projekt, na który tak długo czekasz. Brevet nie był wyścigiem a w projekcie tym liczył się wyłącznie fakt ukończenia przejazdu w określonym limicie czasu. Przez cały czas trwania zapisów widniały nazwiska tylko trzech uczestników jednak tydzień przed startem lista zawodników zaczęła się powiększać a w piątek dzień przed startem dopisała się ostatnia osoba.

Do startu stanęło 16 osób z 18 zgłoszonych. Pierwsi zawitali do nas przedstawiciele Klubu Kolarskiego Fala Park z Wolsztyna. To była bardzo sympatyczna grupa osób, z którą błyskawicznie nawiązaliśmy super kontakt. Szybko na starcie zjawił się Norbert Nowak chłopak, który kolarstwo ma we krwi i którego na rowerze widzę od zawsze. Następnie swój podpis na liście startowej złożyli Piotr Lewandowski oraz Tomek Rozmiarek, którzy na berevet do Grodziska przyjechali rowerem z Poznania. A co tam taka mała rozgrzewka przed 200 km brevetem. Rakoniewice reprezentowali Katarzyna i Tomek Kowalonek. To sympatyczne małżeństwo postanowiło jechać we dwoje. Później dowiedziałem się, że Kasia chciała złamać barierę 200 km, co się jej udało a ja bardzo się cieszę, że stało się to właśnie na Grodziskim wyścigu. Z Poznania przyjechali również Pan Franciszek Majewski, który chyba, jako jedyny ukończył wcześniejsze, brevety organizowane przez Fundację Randonneurs Polska oraz Małgorzata Lewandowska. Kamieniec reprezentował Damian Popiołkiewicz, z którym miałem przyjemność porozmawiać i wspólnie umówić się na treningi. Ostatnia grupa, która licznie zagościła w Grodzisku Wlkp. to przedstawiciele Ptaszkowa. Adrianna i Tomek, którzy postanowili walczyć na tandemie oraz Łukasz i Krzysztof gotowi do pokonania 200 km na swoich, trekach.

Wystrzał startera

Tuż przed startem stałem już na parkingu gotowy do udzielenia ostatnich wskazówek. Ruszamy trasą w kierunku Grąblewa. Słyszałem w kuluarach, że wszyscy pojadą razem, ale na starcie nie było zmiłuj się. Od początku tempo było bardzo mocne. Pierwsi zaatakowali Pan Franciszek oraz Małgosia Jankowska za nimi w peletonie jechali przedstawiciele Fala Park Wolsztyn oraz Norbert (Grodzisk Wlkp.), Piotr i Tomek (Poznań) oraz Damian (Kamieniec). Trzecia grupa to Ptaszkowo i na końcu spokojnym kolumbijskim tempem Kasia i Tomek. Starałem się ich wszystkich gonić i pierwsze fotografie zrobiłem na wysokości Ptaszkowa przy stadionie. Pilotowałem grupy praktycznie przez cały wyścig, tak, aby uwidocznić wszystkich na zdjęciach. Przez kolejne kilometry nic się nie zmieniało może poza różnicami czasowymi między grupami. Na twarzach gościł uśmiech, co mnie niezmiernie cieszyło. Na rondzie w Grodzisku, Wlkp. (40km) trasy doszło to kilku pomyłek i nastąpiły małe przetasowania. Na punkt do Jabłonnej wpadają po około 1 godzinie i 40 minutach przedstawiciele Fala Park Wolsztyn oraz Norbert (Grodzisk Wlkp.), Piotr i Tomek (Poznań) oraz Damian (Kamieniec). Zjadają drożdżówki, uzupełniają płyny i ruszają dalej w trasę. Po nich z 15 minutowym opóźnieniem przyjeżdża Pan Franciszek oraz Małgosia. Nie czekają za dużo, uzupełniają płyny, biorą dwa gryzy drożdżówki i ruszają w trasę. Czekamy jeszcze godzinę i obsługujemy Kasię i Tomka oraz Ptaszkowską brygadę. Nie czekamy dłużej na punkcie tylko skrótem jedziemy w stronę Opalenicy. Beata, Marysia, Zuzia i Kuba przez Nowy Tomyśl a ja tak jak idzie trasa, aby porobić kilka ciekawych fotografii. Miałem mniej więcej obliczone, kiedy zawodnicy mogą dojechać na punkt w Opalenicy. Pierwsi wpadają Ci, którzy od początku prowadzą. Tam dowiadujemy się, że jeden zawodnik się wycofał, a drugi właśnie rezygnuje. Zachęcamy ich do tego, aby zostali, ale zdania już nie zmienią. Zresztą tempo jest bardzo mocne. Wśród nich jest Sylwia, która walczy z chłopakami jak równy z równym. Dosłownie parę minut po nich na punkt wpadają Pan Franciszek oraz Małgosia, którzy mocno pracowali i zniwelowali stratę praktycznie do zera. Grupa liderująca rusza dalej w składzie -1 a dosłownie zaraz za nimi pozostała dwójka, która będzie próbowała ich dogonić. Dopiero na mecie dowiaduję się, że w Dobieżynie popełniam błąd i puszczam kolarzy drogą szutrową. Pech chciał, że przeoczyłem jeden znak, a kilometry nie do końca się zgadzały z trasą i klops. Na początku pomyślałem, że to błąd grupy liderującą, ale niestety wszyscy pojechali tą samą trasą. Na szczęście nikt gumy nie złapał, ale było przynajmniej małe urozmaicenie. Do skrętu w Dymaczewie kolarze jechali z wiatrem, ale w kość wszyscy zawodnicy dostali na ostrym skręcie w kierunku Modrza. Zderzenie z silnym wiatrem wykończyłoby wszystkich, ale nie grodziskich brevetowców. Po przecięciu drogi 5 w Modrzu następuję ostatni postój i już tylko 38 kilometrów do mety. W czołówce jest pięciu zawodników i jedna zawodniczka. Po nich w Modrzu meldują się Pan Franciszek oraz Małgosia a ja wracam do Grodziska Wlkp., aby pogratulować pierwszej grupie, a na punkt do Modrza jedzie Beata zaopatrzyć Kasię i Tomka w brakujący prowiant. Na koniec oczywiście brevetowytm zwyczajem wszyscy zawodnicy podnoszą rower w górę i stają się brevetowcami z krwi i kości.

Ultrakolarskie święto w Grodzisku Wlkp. trwało do późnych godzin wieczornych. Teraz przyjdzie nam czekać kolejny rok na brevet „Frangens non flectes” (Zegniesz, nie złamiesz). A za rok nowe dystanse i nowa trasa tak, więc gorąco zachęcam do zmierzenia się z długim dystansem.

Widziałem orła cień…

8 lat temu AktualnościBrevet 200 Grodzisk Wlkp, czy zakładać kask rowerowy, Frangens non flectes, nie złamiesz, Race Around Austria 2016, Zegniesz

Grodziskie Trójmiasto – Cykowo, Cykówiec, Cykówko,

Jak zawsze po długich trasach, sprawdzianach przychodzi tydzień regeneracji. Z jednej strony nudzi mi się wtedy bardzo, bez roweru, ale może i dobrze, bo jest czas na pchnięcie innych spraw do przodu. Tych spraw poza rowerowych jest całkiem sporo. Cały czas przecież walczę z moją „mekką kolarstwa szosowego”, która ma powstać w Grodzisku Wlkp. jak i sprawy związane z inkubatorem przedsiębiorczości.

Ten tydzień regeneracyjny rozpoczął się bardzo dobrze tym bardziej, że byłem sam, bo moje „gady” były na wakacyjnych rozjazdach. Mogłem na spokojnie sobie pojeździć nie martwiąc się o nic. Starałem się nie oddalać się zbytnio od mojego domu i droga w kierunku Ptaszkowa, Cykowa była wymarzoną do krótkich, godzinnych treningów. Cały czas w głowie miałem wątpliwości, co kolejnego długiego testu, który mnie czeka już za 2 tygodnie. Czy zostać przy 300 km czy rwać się na 400 km i czuć się spełniony, że w tym roku w 100% wykonałem założone przez Remka zadania. Remek też na głowie miał swoje przygotowania, bo szykował się do Race Around Austria 2016 (obecnie w trakcie pisania tego tekstu jest już ma półmetku tego ciężkiego wyścigu). Race Around Austria to wyścig, który nie przechodzi mi nawet przez myśli, jest poza moim zasięgiem zarówno pod względem obecnych możliwości jak i marzeń. Zresztą ja mam swoje cele i staram się do nich dążyć. Tak czy inaczej mocno kibicuje Remkowi aby osiągnął złożony przez siebie wynik czyli „pudło”.

Objazdowa wycieczka po Grodzisku z przygodami

Wracając jednak do spraw, które były w moim zasięgu i nad którymi musiałem popracować, czyli regeneracji. Pierwsza część tygodnia to normalne cykle treningowe + dieta natomiast drugi część tygodnia nie była już taka przyjemna. Ten piątek na dłużej utkwi w mojej pamięci, chociaż wcale na tak nerwowy dzień się nie zapowiadał. Zacząłem normalnie od rozgrzewki (15 minut) potem wytrzymałość przy pulsie 151-160 i obrotach korbą 91-95. Nic się nie zmieniło pod kontem trasy. Grodzisk – Ptaszkowo i powrót do Grodziska. Trochę tych minut mi brakowało i postanowiłem wybrać się w „objazdową wycieczkę” po Grodzisku. Trochę martwiła mnie ciemnogranatowa chmura, która w dość szybkim tempie przemieszczała się z nad Nowego Tomyśla w stronę Grodziska. Deszczu, jako takiego się nie bałem, ale po prostu nie chciałem znowu być mokry, co mogło jak to często u mnie bywa skończyć się zaziębieniem. Niestety nie uniknąłem tego i na około kilometr przed domem dopadły mnie pierwsze krople, które przerodziły się w ostro padający deszcz.

Przyspieszyłem – czułem jak woda coraz bardziej pryska spod moich gładko wyprofilowanych opon. Duże krople deszczu skapywały po kasku na moje okulary, co utrudniało mi widoczność. Do domu pozostało mi 300 m, więc niczym Mark Simon Cavendish stanąłem na pedałach niczym profesjonalny sprinter. Mięśnie nóg napięły się niczym balon.

Tego co stało się później nie mogłem przewidzieć. Na ostatnich dwudziestu metrach postanowiłem skrócić sobie drogę i bum…

Widziałem, że jadę trochę za szybko. Gwałtowny ruch ręki pociągnął manetkę od hamulca blokując tylne koło… Padający deszcz, brak przyczepności doprowadziło do niekontrolowanego poślizgu. Koło uciekło pod kątem 30 stopni, ale jeszcze próbowałem się ratować… Podrzuciłem rower do góry i wskoczyłem przednim kołem na chodnik. W tym momencie widziałem, że to był błąd. Tylna część roweru nie „zabrała” się na chodnik i przez prawe ramie przeszorowałem po chodniku…

Pierwsze myśli – gdzie jestem i co się stało. Drugie, – co z „moją dziewczynką” jak mocno jest uszkodzona. Później dopiero martwiłem się, co ze mną i czy wszystko jest na miejscu. Jak wypiąłem się z bloków tego nie wiem do teraz. Przez 30 sekund leżałem na chodniku, aż w końcu trzeba było się pozbierać. W rowerze spadł łańcuch a reszta była w całości. Trochę odarty łokieć oraz zbite biodro to najmniejszy wymiar kary, jaki poniosłem za moją nieodpowiedzialność. Głową uderzyłem w asfalt, ale kas uratował mnie od cięższej kontuzji. Pękł, co może świadczyć o sile uderzenia. Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się nad tym czy zakładać kask rowerowy czy nie odpowiedź jest prosta. Warto a nawet trzeba. Po tym całym incydencie sobotni dłuższy trening zamienił się w krótki 30 minutowy rozjazd.

Ostatni okres to czas przygotowań do „Frangens non flectes” (Zegniesz, nie złamiesz) – Brevet 200 Grodzisk Wlkp. To impreza, którą organizuje po raz pierwszy i na której powodzeniu bardzo mi zależy. Temu wątkowi poświęcę osobny akapit …

Daj mu spokój czarny

8 lat temu Aktualnościbrevet, brevetem w Miechowie

„Czysta… w Miechowie”

Na takie dni czeka się długo, czasami bardzo długo, aby zrealizować coś, co jeszcze pod koniec zeszłego roku było tylko moim marzeniem. To wszystko miałem już gdzieś w głowie poukładane, ale brakowało tylko konkretnego terminu. Ten przyszedł spontanicznie a ja za datę pierwszego wyjazdu powyżej 300 km wybrałem sobotę 30 lipca 2016r. Kłóciło się to z brevetem w Miechowie, ale te kwestie wyjaśnione zostały w poprzednim wpisie i nie ma, do czego wracać. Chociaż jest? Cieszę się, że te niepokoje związane z dniami młodzieży były tylko wymysłem mojej wyobraźni i wszystko zakończyło się pozytywnie. W takim razie trzeba zadać sobie pytanie czy nie żałuję, że nie pojechałem do Miechowa? Po części tak, chociaż wiem, że jeszcze tam się zjawię z drugiej strony względy finansowe cały czas pozostały.

W piątek czekała mnie wizytacja u mojej dietetyczki. Oktawia Kowala dba o to, aby miał odpowiednią wagę – powoli ją redukował oraz aby sił mi wystarczyło zarówno na pracę jak i na trzy, cztery treningi w tygodniu. Wszystko wyszło zgodnie z planem, więc zostało już same przygotowanie do wyjazdu.

„Czysta… w Grodzisku”

Dzień wcześniej przygotowałem sobie rower, sprzęt, ubiór oraz trochę jedzenia. W sobotę z rana wyruszyłem zaraz o świcie gdyż planowałem wyjazd na około 13 godzin, więc nie chciałem do domu wracać w godzinach wieczornych. Jazda z samego rana rowerem jest fascynująca. Wszystko budzi się do życia a na drogach jest spokój jak nigdy. Na początku w Grodzisku trochę pokropiło, ale potem już starałem się uciekać przed chmurami, w czym pomagał mi lekko wiejący wiatr w plecy. Czułem się pewnie, byłem mocny, podbudowany i zmotywowany do tego, aby w sposób naturalny poradzić sobie z tym dystansem. Przejeżdżałem kolejno Opalenicę, Duszniki, Ostroróg kierując się do Czarnkowa, Trzcianki, aby pierwszą część trasy (138km) zakończyć we Wałczu. Odczuwałem trochę zmęczenie – naturalna rzecz, ale nie na tyle, aby nie poradzić sobie z drugą częścią trasy. Niestety ta pewność siebie zaczęła mnie gubić. Wyjeżdżając z Wałcza uzupełniłem jeszcze bidony i wypiłem małą kawkę na dobry początek drugiej części mojej trasy. Tak jak 30 kilometrów przed Wałczem do pokonania miałem wzniesienia tak na powrocie ten sam odcinek miałem do pokonania z górki. Niestety nie była to przyjemna jazda. Około południa wzmógł się mocny wiatr, który mocno dawał mi w kość. Irytowało mnie to bardzo gdyż nie lubię tego typu pogody tym bardziej, że pod wiatr wracałem już do samego domu. Trasa była mi dobrze znana, ale z minuty na minutę coraz bardziej słabłem. We Wałczu minął mnie jeden z kolarzy, który również w tym dniu pokonywał podobny dystans. Był naprawdę mocny, co było widać. W mgnieniu oka zniknął z mojego radaru i nadal jechałem solo. Z tym samym kolarzem przyszło mi się spotkać w Czarnkowie, czyli 40 km dalej, ale jak to się stało to do teraz tego nie wiem. Zamieniliśmy parę zdań i już razem ruszyliśmy w dalszą podróż. To nie był dobry pomysł z mojej strony i wiedziałem, że będę go zwalniał. Wspinając się na wzniesienia w Czarnkowie jeszcze na mnie poczekał, ale potem już się rozstaliśmy tak szybko jak się poznaliśmy i znowu jechałem sam. Bardzo chciałem zjechać z ruchliwych tras, ale stało się to dopiero w Obrzycku gdzie dalej kierowałem się już w stronę Dusznik. Na 230 km mojej wyprawy przyszły moje pierwsze poważne kryzysy. I to nie takie gdzie bolała mnie ręka, noga czy tyłek tylko takie gdzie po głowie chodziła mi rezygnacja. Mocno opadłem z sił do tego stopnia, że musiałem na spokojnie usiąść i kilka minut odpocząć. Teraz po zakończeniu wyjazdu, gdy głowa już ochłonęła wiem, jakie popełniłem błędy, ale o tym później. Ten odpoczynek to była dobra okazja do podładowania baterii w nawigacji i zjedzenia ostatniego batona energetycznego, jaki mi został. Ruszyłem znowu w trasu, ale kryzys nie minął on dopiero nadchodził i tak naprawdę dopadł mnie na poboczu około 2 kilometrów przed Sękowem.

Czarne… białe…

Usiadłem na poboczu. Nogi miałem jak z waty. Byłem piekielnie głodny, ale w plecaku była pustka. Nie chciało mi się nic a tym bardziej jechać na rowerze. Czułem się jakbym na jednym ramieniu miał małego diabełka a na drugim aniołka. Obie te postacie notorycznie się przekrzykiwały w swoich racjach a ów głosy przechodziły przez moją głowę.

Diabełek jak mantra powtarzał – Maciej daj sobie spokój z tymi rowerami. Szkoda czasu. Czy nie lepiej Ci było jak pod płotem zjadłeś cztery rogate i do tego wciągnąłeś paczkę papierosów? Grilla można było zrobić i się wyluzować.

Na to słychać było głośne krzyki Aniołka – Daj mu spokój czarny!!! Nie widzisz, że on kształtuje swój charakter, że ma cele do zrealizowania! Jeśli teraz się podda to poddawać się będzie zawsze przy próbie realizacji każdego projektu.

Czarny cały czas krzyczał nie dając sobie wytłumaczyć – kształtować charakter można pijąc browary i leżąc na kanapie…

Nie mogłem już dłużej tego słuchać. Czarny męczył mnie cały czas, aż w końcu pewnym ruchem ręki strzepnąłem go z ramienia i powiedziałem do siebie stanowczym głosem – Wsiądź na ten pieprzony rower i zrealizuj cel, który sobie założyłeś. Dość beczenia tylko jazda do przodu. Jeden ruch korby i drugi ruch korby i tak do przodu.

Udało się. Ta wewnętrzna motywacja mi pomogła. Przed Dusznikami zjadłem jeszcze obiad, który dał mi tyle energii, aby dojechać do domu. Za Dusznikami a bliżej Buku to tak jakbym był już w domu. Na koniec jazda do Kotowa, którą potraktowałem, jako rozjazd i czas zakończyć tą przygodę.

Długi dystans zweryfikował wiele

Statystyki nie powalały na kolana, ale jak na pierwszy raz to byłem zadowolony głównie z tego, że spróbowałem i w taki czy inny sposób dałem radę. Następny razem a taki na pewno będzie będę bogatszy w doświadczenia z tego pierwszego razu. Co mnie zgubiło to pewność siebie i brak pokory. Byłem wręcz pewien, że zrobię to w 12 godzin. Mało wypitych płynów w trakcie jazdy i mało kalorii spowodowało, że tak mocno opadłem z sił. To była świetna przygoda, ale też dobra nauczka na przyszłość. Można powiedzieć, że długi dystans zweryfikował wiele, ale na pewno nie spowodował tego, aby się poddał. Dostałem jeszcze większego kopa do pracy i wiara w to, że ukończę BBT 1008 w 2018r. z dobrym wynikiem cały czas się we mnie tli.

Pogoda i dystans kształtują charakter

8 lat temu Aktualnościbrevet

Cisza w eterze

Ostatnie tygodnie to cisza zarówno, jeśli chodzi o blog jak i o działalność bieżącą. Złośliwy mógłby powiedzieć – poddał się, nie dał rady, zabrakło mu determinacji, słomiany zapał. W słowniku mógłbym znaleźć jeszcze wiele sloganów tyczących się ludzi, którzy nie zrealizowali planowanego projektu lub po prostu poddali się, ale nie ja. Wyciszyłem się bo 30 lipca czeka mnie kolejny sprawdzian związany z projektem BBT 1008 w 2018r. – brevet 300 km. To słowo brevet – certyfikat chyba na dobre już utkwi mi w pamięci i tak będą nazywał wszystkie wyjazdy powyżej 200 km. Nawet te organizowane w samotności – solo poza Fundacją Randonneurs. To będą moje certyfikaty!

Ostro popracowałem przez ostatnie 2 tygodnie. Nawet więcej niż powinienem dokładając trochę biegania. Chociaż z tym bieganiem to już przesada, bo zakwasy dostałem takie, że mięśnie tydzień mnie bolały i czułem jak same odchodzą mi od kości. To nie był dobry pomysł tuż przed długimi weekendowymi treningami. Pierwszy raz od dłuższego czasu wszystko poszło zgodnie z planem. Nie było skracania, kombinowania, wymówek itp. Wsiadłem, pojechałem po prostu dobrze się bawiłem. O chorobie, która spustoszyła mój organizm na początku miesiąca już zapomniałem i zacząłem budować pozycję przed ważnym startem.

„Jazda w trybie Zombie”

Po raz kolejny odpuściłem wyjazd nad morze. Nie jest on w chwili obecnej dla mnie aż tak istotny. Zwykłe 275 km do przejechania i tyle. Bez ciśnienia, potrzeby po prostu od tak. Na wyjazd do Miechowa szykowałem się jednak od początku roku także tutaj już nie ma przebacz. Ze słyszenia wiem, że imprezy są tam dobrze zorganizowane, więc dlaczego nie spróbować. Niestety nie tym razem. Powody? Dość absurdalne, ale i ważne. Na wyjazd musiałbym jechać w piątek na noc 465 km i pewnie skończyłoby się drzemką w samochodzie. Następnie start na 300 km, co w chwili obecnej zajęłoby mi około 13 – 14 godzin (marzenia to 12 godzin). Zanim bym się wykąpał, zjadł coś, pogadał z innymi kolarzami zeszły by mi kolejne 3 godziny i czekałby mnie nocny powrót do domu 465 km.

Szczerze? To ani nie miałbym z tego wyjazdu przyjemności tylko wszystko na zmęczeniu a ja tak po prostu nie chcę. Można katować się set kilometrów na rowerze, ale żeby była w tym przyjemność. Nie mam zamiaru jechać jak to Remek ostatni stwierdził w „trybie zombie”. Jedno jest pewne do Miechowa nie jadę!!!

Są też inne powody od finansowych począwszy a na „jebnięciu czegoś konkretnego na dniach młodzieży” skończywszy. Nie żebym był przesądny, przewidywalny dobrze, aby wszystko skończyło się bez incydentów, ale spoglądając na zachodnią część Europy spodziewać się można wszystkiego a po co kusić los!

Pytania i odpowiedzi

Co robić? Gdzie jechać? Pierwsza opcja Grodzisk Wlkp. – Frankfurt nad Odrą – Grodzisk Wlkp. To też trasa, która chodzi mi już po głowie od jakiegoś czasu. Kolejny niezrealizowany projekt, który w chwili obecnej odłożony został do szafy i czeka na realizację. Niech czeka …

Postawiłem na coś znanego, coś, co już jechałem, w 2013r., więc w głowie zostało. Trasa Grodzisk Wlkp. – Wałcz – Grodzisk Wlkp. to również 300 km. Jakoś odpowiadają mi północne kierunki ale z planowanym powrotem do domu. Limit czasu zakładam takim sam jak w klasycznych brevetach, punkty postoju poukładam sobie sam i mogę liczyć na zwózkę z trasy w razie jakikolwiek kłopotów. To plusy tej trasy.

Minusy to brak adrenaliny wyścigowej. Tego będzie brakować najbardziej gdyż w Pomiechówku ten stan prowadził mnie przez większą część trasy. Z drugiej strony będę mógł się przekonać jak zachowywać się będzie mój organizm, gdy jest wypoczęty, bez adrenaliny i głowa myśli.

Rower przygotowany jest perfekcyjnie. Moja dziewczynka powinna poradzić sobie bez większych problemów z tym wyjazdem. Lekko ją tylko dopieszczę smarując łańcuch i w trasę. Obawiam się trochę o pogodę, bo powiedziałem sobie, że nie ma przebacz – deszcz nie deszcz jadę. Tak czy inaczej w niedzielę stanę się po części inną osobą. Pogoda i dystans kształtują charakter

Strona 19 z 32« Pierwsza«...10...1718192021...30...»Ostatnia »
SPONSOR GENERALNY Cannondale
WSPÓŁPRACA Producent drzwi stalowych LOFT
drzwi stalowe
Mornel
Najpopularniejsze
Zegniesz nie złamiesz czy złamiesz nie zegniesz o to jest pytanie?
8 lat temu
880 odwiedzin
„Podróżowanie uczy skromności. Widzisz, jak niewiele miejsca zajmujesz w świecie” Gustave Flaubert
4 lat temu
864 odwiedzin
Łańcuchy i kłódki zamontowane na drzwi od lodówki…
9 lat temu
764 odwiedzin
Najnowsze wpisy
„Zawsze wydaje się, że coś jest niemożliwe, dopóki nie zostanie to zrobione.” Nelson Mandela
Rok temu
„Motywacja jest tym, co pozwala Ci zacząć. Nawyk jest tym, co pozwala wytrwać.” Jim Ryun
3 lat temu
Najnowsze komentarze
    Archiwa
    Kim jestem
    Mamy przyjemność, jako pewnie jedni z wielu posiadać pasje. Pasje, które dają nam energię do działania. Są one dla nas niczym tlen dla organizmu, bez którego nie byłoby życia. I chodź te pasje to dwa różne bieguny, bo jak można porównać bankowość i ekonomię z turystyką rowerową, to nam osobiście udało się je synchronizować. więcej ...
    Cel

    Naszą pasją stały się ultramaratony szosowe a rower stał się naszym hobby, lekarstwem na wszystko, co dzieje się do około i wierzymy w to bardzo, że w przyszłości stanie się dla nas sposobem na życie. Wdrożyliśmy plan mający na celu realizację wspólnie tego przedsięwzięcia. Nasz blog ma na celu opisywanie naszych codziennych zmagań, treningów, wyjazdów, które doprowadzą do finalizacji projektu i wspólnego ukończenia tego ultra trudnego przedsięwzięcia.

    Zostań sponsorem projektu

    Chciałbym zaproponować Państwu współudział w tworzeniu naszego projektu rowerowego poprzez umieszczenie reklamy (logotypu) Państwa Firmy na następujących nośnikach – zobacz szczegóły

    maj 2025
    P W Ś C P S N
     1234
    567891011
    12131415161718
    19202122232425
    262728293031  
    « kwi    
    2015 © Kucharczak.pl
    Facebook